środa, 4 kwietnia 2018

Wystarczy nie kraść, czyli żydowski fiskalizm...

"Wystarczy nie kraść", tak grzmiała 1 czerwca 2017 roku ówczesna premier Szydło...wpisując się niejako w retorykę starej nomenklatury, która od czasów rządów partyjnych towarzyszy traktowała każdego przedsiębiorcę jako potencjalnego złodzieja. Nie będę dzisiaj pisał w jaki sposób traktowany był przedsiębiorca za komuny, bo podejrzewam, że każdy, który wtedy próbował być przedsiębiorczy mógłby na podstawie swoich perypetii wydać książkę w tej tematyce. Dziś przeanalizuję rządy "dobrej zmiany", pod względem jej cudownego "ożywiania" przedsiębiorczości w Polsce, ale i nie tylko, bo w zasadzie wracając wstecz choćby do roku 1989, czyli początku tzw "transformacji ustrojowej" można zauważyć ciągłość tzw "żydowskiego fiskalizmu" ...



W którejś wypowiedzi dr Ewa Kurek stwierdziła w czym Polacy nie powinni naśladować żydów. Mianowicie według niej nie możemy nigdy wprowadzać tzw "żydowskiego fiskalizmu", który w przeciągu jakiegoś czasu doprowadza społeczeństwo zawsze do skraju nędzy. Może nie całe, ale jakąś jego znaczną część. Sama dr Kurek stwierdziła, że cytuję: "przez ponad tysiąc lat istnienia państwa polskiego nasi rządzący – poza nielicznymi krótkotrwałymi wyjątkami – starali się służyć wszystkim obywatelom, ale też żaden Polak w Polsce nigdy nie umierał z głodu." (link).

Zanim przejdę do sedna muszę wrócić do czasów sławetnego, wiekopomnego roku 1989, w którym to pewna znana aktorka oznajmiła, że komuna upadła...oczywiście wielu Polaków wie, że upadła, ale na cztery łapy. Nastąpił wtedy pewien okres, który można powiedzieć był dosyć korzystny dla polskiej przedsiębiorczości. Ustawa Wilczka, która zawierała kilka stron przejrzystego prawa jeśli chodzi o prowadzenie działalności gospodarczej pozwoliła wielu Polakom rozwinąć własne biznesy...małe, duże, średnie. Gospodarka się rozkręcała, ale do czasu kiedy marksistowski doktryner Aron Bucholtz w Polsce posługujący się pseudonimem Leszek Balcerowicz postanowił "schłodzić gospodarkę", która faktycznie rozwijała się tempie błyskawicznym doprowadzając żydowskich wtedy namiestników do makabrycznego drżenia pejsów...

Od tego czasu wprowadzany był w niemal piorunującym tempie klasyczny żydowski fiskalizm, który przez Polaków nazywany był w sposób prosty i jasny dla każdego, czyli "dokręcaniem śruby"...starsi wiedzą doskonale o czym piszę...

Dobra...to teraz konkrety. Przedsiębiorca obciążony jest na tą chwilę różnymi, ciekawymi podatkami. A ja uważam, że podatek powinien być naliczany w sposób przejrzysty, wedle uzyskanego dochodu, a nie wedle widzimisię rządu, który zastosuje się w każdej sytuacji do stwierdzenia Alexisa de Tocqueville'a...
cytuję:  "Nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy."

A jak jest...naliczany jest oczywiście podatek dochodowy (podmioty zagraniczne zwolnione), ale także i różnica VAT-u, pomiędzy zakupem i sprzedażą towarów, następnie jest  podatek od wynagrodzeń (pracownik), czyli tak de facto od straty (majstersztyk)...mało kto wie, że tzw samorządy mają udział w podatku dochodowym każdego przedsiębiorcy w wysokości około 37 procent, nie przeszkadza im to jednak naliczać dodatkowo podatek od tzw "metrów" pomieszczenia, gdzie prowadzi się działalność gospodarczą, dochodzi też podatek od środków transportu, czyli od pojazdów powyżej 3,5 tony, wspomnieć należy w tym miejscu też o różnych pozwoleniach, zezwoleniach, koncesjach itp, które są następnymi podatkami pośrednimi, które drastycznie podrażają finalny produkt, czy usługę. Dodam do tego też tzw "składki" zusowkie, które w zasadzie składkami nie są, bo nie można składek sobie pobrać w całości, należy je traktować, jako następny podatek dodany. 
Pracownicy, którzy może się teraz cieszą i zacierają ręce, że dobrze skurwensenom, pracodawcom-krwiopijcom, niech się nie cieszą, ponieważ także z ich poborów ściągane jest około 40 procent na różne daniny do różnych instytucji. Tutaj sytuację rozwiązała by w sposób perfekcyjny propozycja Grzegorza Brauna, czyli pensje brutto na rękę i niech każdy gospodaruje swoją krwawotą jak chce. Ale niestety, żaden rząd do tego nie dopuści...z dwóch powodów...jakże by dać ludziom tyle kasy, bo pewnie przecież przepiją i jakże dać ludziom możliwość decydowania, gdzie mają się ubezpieczać. Tutaj dygresja, że może rząd się sam wyżywi, ale armia zusowskich urzędników to już niekoniecznie. Dodam, że przy wydawaniu swojej krwawoty Kowalski zapłaci jeszcze 23 procent od każdego towaru i usługi...

Zwykły mieszkaniec, rencista, czy emeryt od swojego dachu nad głową, który ciężką pracą go wybudował też musi płacić za jego używanie...mało może kto wie, że podatek od nieruchomości, czyli podatek od używania swojego mienia został wprowadzony w roku 1991, czyli właśnie wtedy, kiedy Aron Bucholtz, pseudonim w Polsce Leszek Balcerowicz postanowił schładzać czerepy i drenować kieszenie polskich gojów. Dodam, że samorządy już od dłuższego czasu drobią nogami, aby jak najszybciej został wprowadzony podatek katastralny, który wtedy dopiero napędzi kasy urzędniczej kaście...jest to maksymalnie 2 procent od wartości rocznie, niech każdy sobie przeliczy ile zapłaci od domu z działką, czy mieszkania w bloku...nie jest to żadna filozofia. Że wspomnę tutaj jeszcze o innych podatkach, od deszczówki, klimatyczny itp itd...

Zanim dojdę do sedna tego artykułu, to jeszcze chciałbym, poruszyć jedną ciekawostkę. Aby na dobre rozgorzało polowanie na czarownice, czyli polskiego podatnika pod hasłem "wystarczy nie kraść" trzeba było wpierw wyłudzaczy wyprodukować...warto tutaj wrócić do roku 2006, gdzie rząd PiS zaprojektował ustawę, która znosi sankcję za wyłudzanie VAT-u...tak, tak nie przecieraj oczy szanowny Czytelniku...projekt zakładał zniesienie 30-to procentowej sankcji za wyłudzanie VAT-u. W zasadzie ustawa przeszła w roku 2008-2009, ale przegłosowana łapka w łapkę przez Platfonsów jak i też PiSiorów...taaadam!!! (kliknij aby poczytać w tej tematyce)...

A teraz "owoce" żydowskiego fiskalizmu, czyli lista upadłości polskich przedsiębiorstw, a także upadłości tzw konsumenckie na przestrzeni lat 2014-2018...no więc w roku 2014 liczba upadłości polski firm to 4532, w roku 2015 było 7534, w roku 2016 już 15265 ogłoszeń w sprawie upadłości, w roku 2017 to 23995 upadłości...w tym roku do 28 lutego zarejestrowano już 4337...czyli do końca roku może dobić do 30 tysięcy...(link)

Teraz pytanie zasadnicze...czy te wszystkie upadłości znaczą, że oni "wszyscy kradli"?























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze