środa, 7 września 2016

Wrzesień 1939 r, a czasy obecne...

Wygląda na to, że powtarzamy wszystkie błędy sprzed wybuchu II Wojny Światowej.
Szanowni Państwo,
W dniu 27 sierpnia byłem, dość przypadkowo, świadkiem obchodów Święta Lotnictwa.
Wpół uważnie przysłuchiwałem się rozmowie ekspertów dotyczącej polskiego lotnictwa.
Dowiedziałem się, że wprowadzenie myśliwców F-16 Falcon w naszych siłach zbrojnych zakończyło się sukcesem, jesteśmy właścicielami nowoczesnej (chociaż zbyt małej) floty lotniczej, możemy pełnić ważną rolę w Regionie a jeśli będziemy mieli przynajmniej 150 samolotów to, w domyśle, i z Rosją możemy stawać w szranki...




Nie wiem kiedy te dodatkowe 100 samolotów mamy nabyć, fakt że posiadane 48 sztuk nabyliśmy 10 lat temu wskazuje, że będzie to trwało kilka dekad.
W programie tym przypomniano mi również coś co mną wstrząsnęło.

Dowiedziałem się, że posiadamy około 190 rakiet powietrze- powietrze średniego zasięgu AIM-120 oraz identyczną ilość rakiet krótkiego zasięgu AIM-9.
Zgaduję, że oznacza to posiadanie po czterech rakiet każdego typu na 1 posiadany samolot.

Pamiętając sienkiewiczowską frazę wypowiedzianą przez Andrzeja Kmicica: „nie każda kula zabija bo inaczej matki nie nadążyłyby rodzić” zastanawiam się co to może dla nas oznaczać w trakcie nagłego ataku.
Zakładając, że tylko część samolotów może przetrwać początkowy atak, założyłem że z posiadanych rakiet uda nam się wystrzelić połowę, i że połowa z wystrzelonych zestrzeli lub uszkodzi samoloty wroga. Wiem, że może być założenie bardzo optymistyczne ale jeśli okazałoby się być prawdziwe potencjalny napastnik musi się liczyć ze stratą 90 -100 samolotów.

Wątpię żeby takie potencjalne straty przerażałyby na przykład Rosję, która posiada ponad 1500 samolotów bojowych.

Oznacza to ni mniej ni więcej, że potwierdza się smutne zdanie jednego z pilotów myśliwskich, który powiedział ( odnosząc się do tego, że nie jesteśmy w pełni właścicielami posiadanych F-16, mówiąc o braku posiadania kodów dostępu do tych samolotów, co oznacza, że „wujek Sam” w każdej chwili może z naszych F-16 zrobić kupę złomu wartą ponad 2 miliardy USD), że nasze eskadry uzbrojone w te myśliwce to najdroższe aerokluby na świecie.

Co do stosunku do nas zamorskiej kolonii państwa położonego w Palestynie mam zdanie wyrobione od 17 września 2009 roku, kiedy to Obama bin Laden, tzn. oczywiście Barack Obama ogłosił słynny reset oznaczający ni mniej ni więcej: „bierzcie ich sobie w każdej dowolnej pozycji dokładnie jak 70 lat temu”.

Toteż nie dziwią mnie sytuacje jak ta, że „nasz sojusznik” potrafi sprzedać nam 40 sztuk pocisków JASSM do tychże F-16, za 500 milionów USD, podczas gdy US Air Force kupuje je w kwocie poniżej 1 miliona USD za sztukę a inne „państwo frontowe” (tym razem nie chodzi o Izrael) jakim niewątpliwie jest, nie będąca w NATO, Finlandia kupuje od tego samego dostawcy 70 sztuk za … 255 milionów USD.

Prawie 2 razy więcej za połowę kwoty, którą my „musieliśmy” zapłacić!


Ja osobiście jestem tylko i wyłącznie amatorem w dziedzinie obronności ale jako ekonomista z pewnym doświadczeniem potrafię wyciągnąć wnioski z faktów jak te powyższe.

Obecna sytuacja z wielu powodów napawa mnie niepokojem.


Przypomina mi ona okres tuż przed wrześniem 1939 roku i nasze „przygotowanie” do II Wojny Światowej.

Możecie Państwo powiedzieć: „Jak to, przecież wbrew temu co mówili komuniści mieliśmy doskonałą armię – siódmą najsilniejszą armię na świecie. Tylko fakt połączonego ataku III Rzeszy i ZSRR doprowadził do takiego a nie innego końca”.
W tezach takich gustuje wielu historyków (np. dr Tymoteusz Pawłowski), ja osobiście nie zgadzam się z takimi stwierdzeniami.

Zgadzam się, że były w naszej historii czasy, kiedy dysponowaliśmy silną armią. Niestety dotyczy to raczej Księstwa Warszawskiego i PRL. Nie dotyczy to jednak, moim zdaniem, czasów II RP.

Dla udowodnienia mojej tezy pozwolę sobie porównać siły zbrojne II RP z siłami zbrojnymi państwa 10-cio krotnie mniej liczebnego od nas – z Finlandią. Jak zapewne Państwo wiecie żadne z tych państw nie było specjalnie uprzemysłowione. Ludność Polski w 1939 to ponad 35 milionów a ludność Finlandii około 3,5 miliona. Porównam nasze siły z Kampanii Wrześniowej 1939 z fińskimi z Wojny Zimowej.

Mając, w założeniu, tego samego wroga czyli ZSRR oraz dodatkowo III Rzeszę nasze siły zbrojne w momencie wybuchu wojny miały liczyć 39 dywizji piechoty (DP), 11 brygad kawalerii (BK), 2 brygady kawalerii pancerno-motorowej (BKP-M). Chodzi oczywiście o duże jednostki, dla uniknięcia nadmiernego zagłębiania się w szczegóły mniejsze jednostki oceniam poprzez ilość dostępnego uzbrojenia.

Finlandia wystawiła natomiast 10 DP. Proporcjonalnie do wielkości ludności II RP oznacza to, że dysponując naszym potencjałem Finlandia wystawiłaby 100 DP.
Nawet jeśli uznamy 13 brygad kawalerii i kawalerii zmotoryzowanej za równowartość 6 dywizji piechoty, Finlandia wystawiłaby 100 wielkich jednostek w porównaniu do naszych 45.
Nasi naukowcy stwierdzają, że II RP przyjęła po prostu inny system mobilizacji i w przeciwieństwie do państw takich jak np. Francja, Czechosłowacja bądź Finlandia utrzymywała dużą ilość jednostek w stanie pokoju o niskich stanach liczebnych, które w trakcie wojny uzupełniane były rezerwistami. Miało to chronić nas przed negatywnymi skutkami tworzenia dużej ilości jednostek wojskowych (np. ww Finlandia miała w trakcie pokoju 3 dywizje piechoty a Czechosłowacja z 17 dywizji piechoty czasów pokoju zmobilizowała 34 dywizje w trakcie zagrożenia), które w pierwszym okresie wojny, jako nowo utworzone, nie byłyby tak zgrane jak nasze dywizje uzupełniane tylko do stanów wojennych.

Zgadzam się z logiką takiego podejścia do organizacji wojska, nie mogę jednak tego uznać za argument trafiony.

Czy w polskim czy też w innych modelach mobilizacji wojska o szansach w starciu z ewentualnym wrogiem decyduje również ilość broni, w którą kadrowe bądź nowe jednostki mogą być wyposażone.

Spójrzmy więc jak na tle maleńkiej Finlandii wypadała II RP.
Dla porównania wyposażenia podam ilości podstawowego uzbrojenia Finlandii, pomnożę je proporcjonalnie do stosunku ludności w II RP i we Finlandii (*10) i tę wartość porównam do ilości broni Sił Zbrojnych II RP.
W przypadku artylerii, porównam ilość dział w oddziałach obu armii (bez dział znajdujących się w magazynach).

Poniżej zestawienie porównujące ilość broni w obydwu państwach:

 FinlandiaFinlandia – porównaniePolskaproporcje Finlandia/Polska
ARTYLERIA    
Armat 75 – 76,2 mm26826801412189,80%
Haubic 100 – 122 mm80800580137,93%
Armat 105 – 107 mm11110105104,76%
Armat 120 mm  360,00%
Haubic 150 – 152,4 – 155 mm32320234136,75%
Moździerzy 220 mm00180,00%
     
armat ppanc 37mm1121120130086,15%
armat plot 20 mm343400 
armat plot 40 mm53530306173,20%
armat plot 75- 76,2 mm3838052730,77%
     
BROŃ PIECHOTY    
kb, kbk254 0002 540 0001 200 000211,67%
rkm406240 62027 500147,71%
ckm240524 05017 370138,46%
pm414441 44020020720,00%
pistolety18260182 60042 000434,76%
Możdzierzy 81 mm3603 6001 200300,00%
     
CZOŁGI38380220172,73%

Nie wiem jak dla Państwa ale dla mnie to porównanie jest wstrząsające.

Maleńka Finlandia będąc na naszym miejscu wyposażyłaby swoje siły zbrojne w ponad dwukrotnie większą ilość karabinów (trzech typów) i to karabinów praktycznie tego samego systemu o jednym kalibrze.
Tymczasem „siódma najsilniejsza armia świata”, która przeprowadziła ujednolicenie broni, wg stanu na 01.07.1938r. miała 864 tys. karabinów (wz.98 i wz. 98a) i karabinków (wz.98 i wz.29) podstawowego kalibru 7,92mm (oraz 76,4 tys. zmodernizowanych karabinów Mosina w wersji wz. 91/98/25) a pozostałe 260 tys. to mieszanina sześciu typów francuskich karabinów kalibru 8mm w tym 145,2 tys. zupełnie już anachronicznych karabinów Lebel wz. 86/93.

Można pomyśleć, że od czerwca 1938 roku do września 1939, władze II RP przekonane o nieuchronności wojny znacząco zwiększą ilość uzbrojenia. Niestety, po kryzysie sudeckim, po układzie z Monachium, po ultimatum Hitlera, w ciągu 8 miesięcy 1939 roku, dostarczono wojsku następujące ilości uzbrojenia:

karabinów i karabinków: 19,8 tysiąca przy zdolności produkcyjnej 150 tys. rocznie i przy osiągniętych wcześniej maksymalnych rocznych dostawach 99,3 tys.

Powtórzę (przeliczając pozostałe wartości z rocznych na okres 8 miesięcy):
kb i kbk – 19,8 tys/100 tys./66,2 tys
rkm – 315 szt./2400/1030
ckm- 300 szt/3200/1380

Wracając do porównania, mała Finlandia wyposażyłaby, na naszym miejscu, swoje wojsko w półtora raza więcej ręcznych karabinów maszynowych (rkm), jednego typu (a nie trzech jak u nas) i w dodatku własnej produkcji a nie kopii broni amerykańskiej.

Porównując dalej, przy fińskim podejściu do obronności mielibyśmy prawie półtora raza więcej ciężkich karabinów maszynowych (ckm), jednego systemu i kalibru a nie trzech systemów (wz. 30 Browning, wz. 08 Maxim i wz. 14 i wz. 25 Hotchkiss) i dwóch kalibrów. Oficerowie, podoficerowie i żołnierze broni specjalnych mieliby ponad cztery razy więcej pistoletów i rewolwerów trzech typów a nie czterech.
W oddziałach znalazłoby się ponad 40 tysięcy doskonałych pistoletów maszynowych (w rzeczywistości więcej bo oprócz ponad 4 tys. pistoletów M/31 „Suomi” Finowie dysponowali jeszcze ponad 1200 pistoletami maszynowymi Bergmanna), które w rękach dobrze wyszkolonych, (proszę wybaczyć ale wyszkolenie wielu naszych żołnierzy oraz oficerów było na niskim bądź na żenującym poziomie- o czym chętnie napiszę przy innej okazji) żołnierzy zadałyby olbrzymie straty napastnikom.

Jako przykład podam najlepszego fińskiego snajpera - Simo "Simuna" Häyhä – który ze swojego karabinu snajperskiego zabił przynajmniej 505 żołnierzy Armii Czerwonej a używając pm „Suomi” jeszcze ponad 200.
Dla popsucia Państwu humoru podam kolejne osiągnięcie „siódmej najsilniejszej … etc.” armii.
U nas podejście do obronności, typowe dla sanacji, skutkowało tym, że jeżeli chodzi o strzelców wyborowych to prace nad tym zagadnieniem rozpoczęto w 1931 roku (naście lat po I Wojnie Światowej, w której snajperzy wykazali dobitnie i boleśnie dla przeciwników swą przydatność na polu walki, nie wspominając już o wszystkich wielowiekowych doświadczeniach )... już (nie wiem czy śmiać się czy płakać) w 1934 zorganizowano kurs oficerski, po czym „prace” zamarły na lata.

Podobno mieliśmy strzelców wyborowych, którzy zamiast karabinów snajperskich dostali kb Ur do zwalczania czołgów ale widocznie wręczanie chirurgom młotków było równie typowe dla sanacyjnej kliki jak uczynienie dowódcą okrętu podwodnego oficera kawalerii

Nie dziwię się jednak temu ( z biegiem lat coraz mniej się złoszczę widząc ostentacyjny brak profesjonalizmu), bo co biedni nasi strzelcy wyborowi mieli otrzymać jeśli dla całej „siódmej najsilniejszej” armii w magazynach znajdowało się 100 polskich i 247 niemieckich karabinów wyborowych oraz... 116 celowników do nich).

Gdybyśmy zamiast Rydza-Śmigłego mieli marszałka Mannerhaima, to monarchistyczny z przekonań wódz zapewniłby swojej armii prawie 2 razy więcej nowoczesnych czołgów.

Jeśli chodzi o artylerię to nasza armia miałaby i znacznie więcej sprzętu i potrafiłaby wykorzystać stary sprzęt zalegający magazyny tak jak zrobili to Finowie z działami z XIX wieku.

Nasza artyleria nabrzeżna...

Jak zapewne Państwo wiecie, II RP doceniając znaczenie dostępu do morza, budująca Gdynię (ileż tam pieniędzy musiało zostać rozkradzione, „któż powie któż wyśpiewa” jak pisał Sienkiewicz), zapewniła przez 20 lat: 4 działa kalibru 152,4 mm i 6 dział kalibrów 100-105mm.

Finowie dysponowali 8 działami 305mm, 26 – 254mm, 6-234mm, 4- 203mm, 123- 152mm, 6-120mm, o prawie 80 armatach kalibrów 75-76mm i starych moździerzach 229 i 279mm nie wspominam).
Jeśli chcecie Państwo pomnóżcie te wartości przez 10 i porównajcie z naszymi.

Ja nie zrobię tego z dwóch powodów:

  • po pierwsze wiem, że linia brzegowa Finlandii była nieporównanie dłuższa od naszej
  • po drugie , większość tych dział to stare działa carskie.


Ale w przeciwieństwie do nas Finowie ich nie sprzedali (będę wdzięczny za informację co stało się z m.in. 8 moździerzami 210mm i 12 działami 150mm, którymi dysponowaliśmy w trakcie wojny 1920 roku, sam nie mogłem zdobyć takiej informacji), modernizowali je i mieli w planach zakup nowych armat 305mm a widząc o ile lepiej przygotowali się do wojny od nas jestem pewien że nabyliby je gdyby nie posiadali takich ilości starszych dział.


Wstyd mnie pali kiedy czytam o tym jak kupiwszy w 1931 czołgi Vickersa tak je udanie modernizowaliśmy, że wieżę do nich musieli zaprojektować nam... Szwedzi.
Gdy czytam, że gdyby nie wybuch wojny w 1939 to w 1942 mielibyśmy 1500 czołgów „klasy czołgów Crusader bądź T-34” to szyderczy śmiech mi się wyrywa.

Znak charakterystyczny armii sanacyjnej to hełm wzór 31:



Kto z Państwa wie, że nawet hełmu nie potrafiliśmy sami zaprojektować i że musieli to zrobić … Szwedzi.
Kto wie, że sanacja tak dbała o obronność, że hełmów tych wyprodukowano ok. 300 tysięcy?!
Ilość która nie wystarczyła do wyposażenia wszystkich żołnierzy... nie całej armii, nawet nie całej piechoty... nie wystarczyła nawet dla regularnych dywizji piechoty.

Wracając do porównań II RP i Finlandii, jak widzicie Państwo postępując jak oni mielibyśmy nie tylko znacznie lepszą obronę przeciw lotniczą. Mielibyśmy również znacznie lepsze lotnictwo.

Finowie w linii dysponowali w 1939 roku:
36 myśliwcami Fokker D XXI
10 starymi myśliwcami Bulldog
14 bombowcami Blenheim
29 samolotami bombowo rozpoznawczymi Fokker C X.

Pomnóżcie Państwo te wartości dziesięciokrotnie i porównajcie z naszym staniem posiadania:

120 myśliwców P.11a i P.11c
30 przestarzałych myśliwców P.7a
36 bombowców PZL.37 B Łoś
120 liniowych PZL.23B Karaś
84 obserwacyjnych R XIII i RWD-14

porównując te ilości proszę pamiętać, że piloci Fokkerów D XXI nie mieliby problemów z doganianiem niemieckich bombowców a każdy samolot byłby wyposażony w radiostację i 4 a nie 2 karabiny maszynowe jak w przypadku większości naszych P.11.


Jak można było doprowadzić do sytuacji, że Państwo, które w 2 lata, po I Wojnie Światowej, utworzyło jedną z silniejszych armii świata liczącą prawie milion żołnierzy, po 20 latach pokoju miało armię znacznie słabszą w porównaniu do małej Finlandii?

Odpowiedź jest smutna – zamiast profesjonalistów, jak zmarły w dziwnych okolicznościach (prawdopodobnie otruty) gen. Rozwadowski w armię bawiła się grupa dyletantów.
Nie tylko dyletantów ale co gorsza w znacznej części socjalistów.


Aby przybliżyć Państwu, czym skutkowały rządy socjalistów chciałbym przybliżyć Państwu historię dwóch firm zajmujących się produkcją samolotów.:


ZakładyPlage i Laśkiewicz początkowo były warsztatem mechanicznym i budowy kotłów. W 1920 roku podjęły produkcję samolotów jako pierwsze zakłady w odrodzonej Polsce. Zakłady mieściły się przy ul. Fabrycznej 26 w Lublinie i zajmowały powierzchnię 13 ha, z tego ok. 10 000 m² warsztatów. W roku 1921 zatrudniały około 500 pracowników. Pierwsze zamówienie od rządu polskiego zatwierdzono 17 lutego 1920. Przewidywało ono produkcję 100 samolotów myśliwskich Ansaldo A-1 Balilla i 200 liniowych (rozpoznawczo-bombowych) Ansaldo A-300 na licencji włoskiej. Mimo nieudanego początku, zakłady zdobyły przy produkcji samolotów Ansaldo doświadczenie i z kolejnymi samolotami nie było już takich problemów. W 1924 zakłady otrzymały zamówienie na licencyjną produkcję francuskich samolotów liniowych Potez XV, których wyprodukowano 100 w latach 1925-26. Następnie zakładom zlecono licencyjną produkcję samolotów liniowych Potez XXV, których wyprodukowano 150 w latach 1928-31 (oba typy były równolegle produkowane w zakładach PWS). W latach 1929-30 zakłady wyprodukowały na licencji Fokkera 11 samolotów pasażerskich Fokker F-VIIB/3m oraz dalsze 20 w samodzielnie rozwiniętej wersji bombowej.
W połowie lat 20. zmieniło się kierownictwo zakładu, a kierownikiem biura konstrukcyjnego został inż. Jerzy Rudlicki. Oprócz produkcji licencyjnej, wytwórnia wówczas zaczęła opracowywać własne konstrukcje pod kierunkiem inż. Rudlickiego. Pierwszą własną konstrukcją był jednosilnikowy dwupłatowy samolot liniowy Lublin R.VIII, oblatany w 1928 roku i wyprodukowany w liczbie 6 sztuk w latach 1928-30, z których 3 były następnie przebudowane na wodnosamoloty i używane przez polskie lotnictwo morskie. Kolejną konstrukcją był jednosilnikowy górnopłat Lublin R.X, oblatany w 1929 roku, który wygrał konkurs na samolot łącznikowy dla lotnictwa polskiego (pokonując PZL Ł.2). Został zamówiony w liczbie jedynie 7 sztuk, lecz na jego bazie inż. Rudlicki zaprojektował samolot szkolny R.XIV, którego wersja Lublin R.XIII stała się podstawowym samolotem obserwacyjnym lotnictwa polskiego w latach 1933-39. Lublin R.XIV zbudowany był w latach 1930-31 w liczbie 15 sztuk, a Lublin R.XIII w latach 1932-1935 w liczbie 223 sztuk (dalsze 50 sztuk już po upaństwowieniu wytwórni). Zakłady Plage i Laśkiewicz zostały doprowadzone do upadłości, na skutek dążenia gen. Ludomiła Rayskiego, szefa Departamentu Aeronautyki Ministerstwa Spraw Wojskowych, do skupienia całości polskiego przemysłu lotniczego w rękach państwowych. Po dostarczeniu wojsku pierwszych 7 z zamówionych 50 samolotów Lublin R.XIIIF, ministerstwo, wykorzystując pretekst, pod koniec 1935 roku cofnęło zamówienie na pozostałe samoloty. Na skutek kłopotów finansowych wynikających z zerwania umowy, wytwórnia Plage i Laśkiewicz ogłosiła upadłość. 18 samolotów R.XIIIF będących w budowie zostało wycenionych po cenie złomu, po czym wytwórnia została znacjonalizowana, podejmując działalność pod nazwą Lubelska Wytwórnia Samolotów (LWS) (18 samolotów będących w budowie zostało następnie ukończonych dla wojska, po czym zamówiono kolejne 32).


RWD – oznaczenie polskich samolotów konstruowanych w okresie międzywojennym przez zespół konstruktorów lotniczych: Stanisława Rogalskiego, Stanisława Wigurę i Jerzego Drzewieckiego, pochodzące od ich inicjałów nazwisk. Później w skład zespołu RWD weszli także inni konstruktorzy. Do wybuchu wojny powstały konstrukcje od RWD-1 do RWD-25; w większości były to lekkie jednosilnikowe samoloty sportowe, szkolne lub turystyczne. Większość była budowana w niewielkich seriach, masowo produkowano RWD-8, RWD-13 i RWD-14 Czapla. Od 1933 zespół RWD projektował i budował samoloty w ramach spółki Doświadczalne Warsztaty Lotnicze (DWL). Pierwszym samolotem zbudowanym na Okęciu był sportowy górnopłat z przeszkloną kabiną RWD-5, jego przerobiona jednomiejscowa odmiana RWD-5bis zasłynęła późniejszym przelotem Stanisława Skarżyńskiego nad Atlantykiem. Istotnym osiągnięciem było zwycięstwo kolejnego samolotu sportowego RWD-6 w międzynarodowych zawodach Challenge 1932 (z Wigurą w charakterze mechanika).
W 1933 skonstruowano samolot RWD-8, który został wybrany na standardowy samolot szkolny polskiego lotnictwa wojskowego i zbudowany w liczbie ok. 470 sztuk, będąc najliczniejszym samolotem polskiej konstrukcji zbudowanym przed wojną (wynik ten nie został pobity do lat 70. XX wieku). Samoloty sportowe RWD-9 zajęły dwa pierwsze miejsca w międzynarodowych zawodach Challenge 1934, ich rozwinięciem był udany samolot turystyczny RWD-13 z 1935, zbudowany w liczbie ok. 100 sztuk i eksportowany na niewielką skalę. W tym roku też zbudowano na zamówienie Ministerstwa Komunikacji dwusilnikowy samolot komunikacyjny, RWD-11. Był to jedyny ukończony samolot dwusilnikowy RWD, lecz nie został ostatecznie zakupiony (o mało nie powodując upadku DWL na skutek zakulisowych działań polskich władz lotniczych - Departamentu Aeronautyki, dążących do upaństwowienia całego przemysłu lotniczego, za czym stał Dowódca Lotnictwa, gen. Rayski).

A teraz spójrzcie Państwo na powyższe historie z następującego punktu widzenia.
Załóżcie Państwo, że jesteście przedsiębiorcami, którzy odeszli od podstawowej gałęzi gospodarki jaką jest rolnictwo. Postanowiliście stworzyć zakład przemysłowy z prawdziwego zdarzenia. Zaczynacie od warsztatu mechanicznego i produkcji kotłów. Odnosicie olbrzymie sukcesy, jesteście prawdziwymi rekinami biznesu bo stworzyliście firmę zatrudniającą 500 pracowników. Tak duża, nawet według dzisiejszych standardów, firma zapewnia byt kilku tysiącom osób – pracownikom i ich rodzinom. Jak to we własnym biznesie nie macie praktycznie wakacji, rzadko spokojnie przesypiacie noc. Kiedy wasza Ojczyzna odzyskuje niepodległość i stara się ją utrzymać, rzucacie się na głębokie wody – opuszczacie znaną sobie branżę, postanawiacie montować myśliwce i bombowce potrzebne naszej armii. Teraz praktycznie nie przesypiacie już dobrze żadnej nocy. Przestawienie się z produkcją na inną branżę jest znacznie gorsze od obecnej zmiany systemów operacyjnych i procedur w firmie. To przysłowiowy pożar w domu mocno nie prywatnym, który co rusz musicie gasić. Kraj jest w trakcie wojny, znalezienie zasobów zakrawa na cud, sporo waszych pracowników, zatrudnionych przez was i szkolonych latami, broni Kraju z bronią w ręku. Często chodzicie na pogrzeby tych, którzy broniąc Ojczyzny oddali swoje życie. Widzicie zapłakane twarze żon i dzieci waszych poległych pracowników. Wracacie do pracy, poziom wyzwań z jakimi musicie się zmierzyć przekracza wasze nocne koszmary. Pierwsze samoloty nie są udane, dochodzi do wypadków, giną piloci. Jeśli jesteście wierzący, modlicie się za nich i o miłosierdzie dla was bo to wy jesteście współodpowiedzialni za ich śmierć.
Wojna się kończy, jesteście podwójnymi zwycięzcami, pracownicy wracają, znów zapewniacie byt tysiącom osób, samoloty są coraz lepsze.
Ojczyzna docenia was na tyle, że składa wam zamówienia na setki nowych typów samolotów. Znów zmiana systemu, znów nieprzespane noce ale jesteście pionierami w najnowszej gałęzi przemysłu, oprócz produkcji i montowania francuskich samolotów, zatrudniacie inżynierów, projektujecie i produkujecie własne. Pierwsze nie są zbyt udane ale Armia zamawia po kilka sztuk. Ryzykujecie wszystko, czas, odzyskany spokój, własny majątek, zaciągacie kredyty i w końcu udaje się. Projektujecie i zaczynacie produkować doskonały samolot. Lekki, łatwy w pilotażu, nie wymagający lotnisk – startujący z krótkich kawałków zwykłego ścierniska. Armia zamawia go w dużych ilościach. Inwestujecie w sprzęt żeby sprostać wymaganiom, wypłacacie premie pracownikom, dajecie podwyżki aby nie odeszli do konkurencji. Modernizujecie ten samolot, planując na przyszłe lata, nowe, znacznie lepsze i znacznie nowocześniejsze. Otrzymujecie kolejne zamówienie na dużą partię nowszej wersji. Zaciągacie kredyty, rozpoczynacie produkcję, podpisujecie umowy na dostawę materiałów i silników, wiecie że to pewny interes bo samolot jest doskonały, Armia zamówiła kilkadziesiąt sztuk a zamówi kolejne. Interes jest pewny, wasze lata wyrzeczeń i nieprzespanych nocy odchodzą w niepamięć. Zgadzacie się na klauzule o karach umownych w przypadku nieodebrania towaru. I wtedy dowiadujecie się, że sanacyjni oficerowie wycofali się podpisanych z wami umów.

Czytaliście „Wiry” Sienkiewicza, wiecie że wielu z nich wywodziło się z PPS- bandy złodziei i morderców, szantażystów i prowokatorów. Ale przecież po tylu latach, po stworzeniu czegoś unikatowego i niepowtarzalnego, czegoś co jest potrzebne to nie ma najmniejszego sensu. To wy ryzykujecie czas i pieniądze. To wy wiecie jak projektować i budować odpowiedniki dzisiejszych rakiet. To wy niedługo wybudujecie konstrukcje, których będą zazdrościć nam Niemcy.

Nie, niestety nie wybudujecie. Ktoś na górze podjął taką decyzję bo ON CHCE, ON MUSI mieć państwowe firmy. To państwowe wolniej i za większe pieniądze będą dostarczać samoloty. To ON obsadzi swoimi ludźmi stanowiska dyrektorów. Zmarł Dziadek, bądź wkrótce umrze – więc to jest czas na wydarcie dla swojej kliki jak najwięcej. Was zlicytują, silniki kupowane po kilka tysięcy złotych wycenią na kilkadziesiąt plus 3 grosze. Stracicie firmę, oni wezmą stanowiska, wizytówki, zaproszenia na bale. Oni będą się chwalić jakie dobre samoloty ONI robią, będą się tak chwalić przez kilka lat. Zaraz po tym kiedy spakujecie swoje rzeczy w walizkę i wyjdziecie z firmy, ONI złożą zamówienie na kilkadziesiąt kolejnych samolotów i nie będą ich modernizować. W końcu oni wygrali – są z kliki. Nie muszą poświęcać nocy i siwieć ze zmartwień. Oni jak ich „guru” pewnie czytali „głębokie dzieła Marksa” (cytat z „1920 roku” Piłsudskiego). Oni was uważają za szkodników i wyzyskiwaczy. Jeden z nich tuż przed wybuchem wojny nie będzie chciał wymieniać waszych, przestarzałych już, samolotów na nowsze – bo po co ta cała praca.
Ten konkretny ON – „geniusz”, który przez lata nie uzbroił wybrzeża, za które odpowiadał, w trakcie Bitwy nad Bzurą zupełnie straci ducha i będzie szkodził, już wcześniej zaprezentował swoją „wartość”. Stwierdził, że od pistoletu maszynowego lepszy jest granat (szkoda że w małym pokoju nie przetestował swojej teorii na sobie i kilku manekinach)! Ten idiota porównany może być tylko do członka sztabu armii Austro-Węgier, który był przeciwny wprowadzeniu karabinów ładowanych odtylcowo, które wprowadziły Prusy, twierdząc, że zużyją one zbyt dużo amunicji. Efektem tej „profesjonalnej i merytorycznej” decyzji była własna armia rozstrzelana przez te pruskie karabiny pod Sadową.

Wrzesień 1939 roku to efekt rządów Dyzmów i oficerów typu Wacława Waredy, którzy wiecznie pijani bądź skacowani nie są w stanie zastanowić się jak ta nadchodząca wojna może wyglądać.
To efekt rządów malarza Rydza-Śmigłego, który jedyne co potrafił wymyślić do odparcia Niemców to obrona linearna.

Poniższe zdjęcie, moim zdaniem, doskonale obrazuje nieszczęście jaki nas spotkało:



 Oto Marszałek, wódz wojska które zmierzy się z dwiema najsilniejszymi armiami świata. Człowiek, który powinien dni i noce spędzać w Sztabie Generalnym i spać tam na łóżku polowym po to żeby nie tracić czasu na dojazdy. Człowiek, który nie powinien pozwolić wepchnąć Polski pod nadjeżdżającą ciężarówkę, jak mówi pan Grzegorz Braun. Ktoś kto powinien wiedzieć, że opowieści o odsieczy ze strony Francuzów i Anglików (ci ostatni mówili, że przyjdą z Egiptu przez Morze Czarne!) to bajki dla kretynów.
Ktoś kto powinien się zastanowić jaką strategię obrać. Ofensywną czy obronną.
Jeśli obronną to powinien zarządzić tworzenie oddziałów partyzanckich i baz dla nich, powinien nadzorować ustawianie licznych pół minowych i budowę umocnień. Powinien zadbać żeby lotnictwo wyposażone było jeśli nie w myśliwce P-36 Hawk bądź w Fokkery D XXI to chociaż w PZL P.24.
Ktoś kto powinien zażądać kilku tysięcy dział przeciwpancernych i minimum tysiąca przeciwlotniczych, mnóstwa karabinów ppanc i dziesiątków tysięcy karabinów snajperskich, samopowtarzalnych i pistoletów maszynowych. Osoba, która powinna stworzyć min. 100 brygad obrony terytorialnej.

Jeśli planował strategię ofensywną to powinien zamawiać mnóstwo haubic, moździerzy 310 mm, czołgów ( tym kołowo-gąsiennicowych 10TP i pływających PZInż 130), setki bombowców, olbrzymie zapasy amunicji (Czechosłowacja posiadająca ok 750 haubic 100mm miała 11,3 miliona sztuk pocisków do nich, my mający 900 takich haubic niespełna 1 milion).

Zamiast tego zamówił trochę do obrony, trochę do ataku, zezwolił na praktyczne wstrzymanie produkcji w 1939 roku ale... miał czas w mundurze marszałka siadać przed sztalugami i malować.

Napisałem, że obecna sytuacja przypomina mi tą sprzed września.

Obecnie ponownie słyszymy o sojusznikach i mydli się nam oczy, że 4 bataliony nas obronią a zza oceanu pospieszą do nas całe dywizje by bronić Ustrzyk Dolnych, Siedlec i Białegostoku.
Amerykanie, Kanadyjczycy i Anglicy będą ginąć za Jarosława Kaczyńskiego, Ryszarda Petru, Grzegorza Schetynę i Waldemara Pawlaka.

Ponownie nie wiemy jaką strategię wybrać – obronną czy ofensywną.

Trochę chcemy się bronić tworząc 50 tysięczne wojska obrony terytorialnej (zamiast pozwolić 3 milionom Polaków posiadać i używać broni palnej), chcemy kupić ponad 30-to letnie Patrioty w takiej cenie za baterię, za którą można by kupić 12 baterii chińskich rakiet tej samej klasy (czy ktokolwiek w ogóle o tym pomyślał tak jak Turcy, którzy już negocjowali zakup przed puczem, wycofali się z niego ale pewnie do tego wrócą?!)

Trochę chcemy atakować kupując rakiety 12,5 raza drożej niż Amerykanie. Osoby takie jak Tomasz Sakiewicz odwołują się do „głębokich myśli” Piłsudskiego jak on odwoływał się do „głębokich dzieł” Marksa.
Wprowadzamy etatyzm. Z zamówień polskiej armii ponownie eliminujemy firmy prywatne:

http://www.defence24.pl/417890,kaktus-nie-dla-kenbitu-bralismy-udzial-w-pracach-br

I zupełnie nie doceniamy nadal twórców takich jak Jarosław Janowski, który niedawno zmarł a którego miałem zaszczyt znać.

http://www.samolotypolskie.pl/samoloty/1378/126/Janowski-Jaroslaw2

Człowieka, którego motoszybowiec Armia Brytyjska przerobiła na bezzałogowy samolot rozpoznawczy i który planował stworzyć szybki samolot do szkolenia pilotów wojskowych.

Zbyt wiele rzeczy przypomina mi to co działo się w Polsce przed Wrześniem.

Módlmy się abyśmy błędów naszych przodków nie powtórzyli.

Źródło: http://korpomul.neon24.pl/post/133640,wrzesien-1939-a-czasy-obecne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze