niedziela, 19 czerwca 2016

Nasze cieplutkie, europejskie bagienko...

Czy BREXIT spowoduje efekt domina?
Choć jeszcze Brexit (wyjście W. Brytanii z UE) przed nami, to już idą słuchy, że ma być GREXIT, a może daj Bóg POLEXIT...żałosny skowyt na tą okoliczność takich tuzów "od gospodarki" jak Leszek Balcerowicz utwierdza mnie przekonaniu, że upadek Eurokołchozu to będzie dar niebios, a i nauczka dla urzędników państwowych...


Już nie będę się rozpisywał jak urzędnicy państwowi robili wszystko, aby czasem Polak nie skorzystał z dotacji europejskich. Często się zdarzało, że inwestor brał kredyt na całą inwestycję w nadziei na dofinansowanie połowy, a na końcu się okazywało, że inwestor nie dopatrzył przecinka, wyrazu, zdania, które mogło być niekompatybilne z biurewską nowomową "tfurców" dyrektyw eurokołchozowych i cały plan brał w łeb...inwestor bujał się z wielomilionowym kredytem i w zasadzie stawał w sytuacji bez wyjścia...

Jak sfiksowane myślenie mają nasze postępowe gryzipióry, to można odczuć w życiu powszechnym. Kiedyś wybrałem się do pobliskiego oddziału NFZ, aby wyrobić dla siebie i rodziny karty EKUZ (Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego). Jako że trochę postanowiłem pojeździć po Europie, to pewne formalności należało dopełnić. Miła, aczkolwiek bardzo poważna pani kazała wypełnić formularze (w moim przypadku sztuk 7 i w każdym po dwa dublety adresu zamieszkania ...sic!!!) i zdeklarować się do jakiego kraju się udaję. Przypomniały mi się stare czasy, kiedy na przejściu granicznym trzeba było się celnikom i żandarmom pogranicza tłumaczyć po co się udaję do sąsiedniego kraju, ile tam będę i czy aby czegoś nie przewożę, co według nich mogło być nielegalne. 
Kiedy uświadomiłem pani, że jeszcze nie wiem do jakiego kraju się udam, a  na sugestię, że być może przejadę Europę wzdłuż i wszerz stwierdziła lakonicznie, żebym zaznaczył w rubryce "Unia Europejska". Zostałem poinformowany również, że na terenie Unii Europejskiej moje ubezpieczenie zdrowotne pokrywa tylko "świadczenia niezbędne z medycznego punktu widzenia" o których decyduje lekarz w danym kraju. Jako, żem wredny prowodyr i lubię często dołożyć do pieca, aby gryzipiór wyszedł poza szablon swoich kompetencji zadałem bardzo trudne pytanie. Zapytałem, czy będąc na terytorium Holandii tamtejszy lekarz nie orzeknie, że niezbędnym świadczeniem dla mnie będzie eutanazja...
Oczy pani zrobiły się okrągłe ze zdziwienia, ale trzymała fason dalej argumentując, że eutanazja nie jest świadczeniem niezbędnym...nie zgodziłem się i stwierdziłem, że to lekarz przecież decyduje co według niego jest "świadczeniem niezbędnym"...o czym zostałem poinformowany wcześniej...koło się zamyka.
Pani traciła cierpliwość, ale odparła, że była w Holandii kiedyś tam i korzystała z tamtejszej opieki medycznej i było okej... 
Dobra, zadałem kolejne dziwne pytanie...czy poza Unią karta EKUZ obowiązuje. Pani żachnęła się...i stwierdziła, że poza Unią trzeba sobie wykupić dodatkowe ubezpieczenie...(np udając się do Bośni kartę EKUZ możemy sobie wsadzić w d...). Stwierdziłem, że w takim razie żyjemy w takim europejskim gettcie, w którym jest nam cieplutko i przyjemnie, a poza gettem jesteśmy narażeni na różne niebezpieczeństwa...więc może lepiej nie wychylać nosa poza europejskie, cieplutkie bagienko...
Wyczuwałem, że pani podnosi się estrogen i nerwowo wierci się na krzesełku więc przestałem ją katować pytaniami oszołoma. 
Czy poza Unią jest życie? Zacząłem sobie zadawać takie pytanie...czy jesteśmy skazani dożywotnio na pobyt w tym cieplutkim, europejskim bagienku? Czy namiastka, jaką jest "świadczenie niezbędne" w ramach karty EKUZ to nie jest efekt placebo, który ma nam wbić do łba, że jesteśmy prawowitymi i pełnoprawnymi użytkownikami brudnego, śmierdzącego, ale przypominającego jacuzzi bagienka, z którego byle brukselska łachudra może nas wywlec za kłaki?

Kiedyś przed "akcesją" wbijano nam do łba, że jak nie wybierzemy Unii, to wybierzemy Białoruś. Dziś, kto ma mózg pod kopułą, to stwierdzi, że zostaliśmy wydymani od tyłu bez wazeliny...na Białorusi jest życie tańsze i bardziej zdrowe. 

Justyna Kowalczyk pisze o Białorusi: 

"Co mnie w tym kraju najbardziej ujmuje? Porządek i jedzenie. Nie ma walających się śmieci. Mińsk wygląda, jakby dwa razy dziennie ktoś go odkurzał. Żule nie pałętają się po ulicach. Jest bezpiecznie. Nie ma slumsów. Nawet najbiedniejsze miejsca wyglądają w miarę schludnie. No i żywność. Czarny chleb, który pozostaje świeży przez prawie tydzień. Prawdziwe drożdżówki na cieście drożdżowym. Kurczak na talerzu bez tony antybiotyków. Miód prosto z pasieki. Łyżka tłustej, zdrowej śmietany dokładana prawie do każdego posiłku. Szynka, która jest szynką, a nie wyrobem chemicznym. To, co białoruskie, to w większości przypadków produkt naturalny i smaczny. Pewnie dlatego nie ma problemów z otyłością wśród młodzieży. Dla dzieciaków wciąż najfajniejszą rozrywką jest ganianie po lasach."

Wynika z tego, że poza Unią istnieje życie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze