niedziela, 8 listopada 2015

Kto będzie szczytował na szczycie unijnym na Malcie w sprawie uchodźców ?

Wygląda na to, że temat tzw "uchodźców", to gorący kartofel, którego żadna z partii politycznych, w tym nowa rządząca po 12 listopada władza nie chce podjąć. Niestety do tego trzeba mieć cojones, aby postawić się kanclerzycy Andżeli...wygląda na to, że nowy rząd nie ma cojones, gdyż przepychanki kto ma szczytować na szczycie unijnym na Malcie pokazują, że tzw politycy to zwykłe siuśki, jakby to określił Zbigniew Stonoga...
Bloger krakauer pyta się...

Czy niepodległa Polska przerwie swoją ciągłość państwową 12 listopada 2015?

Zadziwiające informacje do nas dochodzą. 12 listopada wyznaczono inauguracyjne posiedzenie Sejmu, na którym parlamentarzyści będą składali przysięgę. Obecność jest nie tyle, co obowiązkowa, ale w ich dobrze pojętym interesie, albowiem złożenie przysięgi jest równoznaczne z przyjęciem statusu parlamentarzysty. Tak się również złożyło, że w konstytucji mamy zapis mówiący o tym, że w dniu w którym mamy pierwsze posiedzenie Sejmu, rząd składa dymisje Prezydentowi państwa.



Równolegle pan Donald Tusk zwołał posiedzenie Rady Europejskiej, której niestety przewodniczy na ten sam dzień – na Malcie. Poza tym, że będzie ono na tej pięknej wyspie, nie da się nic więcej pozytywnego o nim powiedzieć, ponieważ ma dotyczyć kwestii nielegalnych imigrantów.

Pojawił się problem z reprezentacją państwa polskiego, albowiem zasadą jest że na Radzie – państwo reprezentuje egzekutywa, czyli władza wykonawcza z krajów członkowskich. Oznacza to, że nie bardzo może jechać pan Prezydent, chociaż nie można wykluczyć takiego uprawnienia, gdyby nie fakt, że tego dnia powinien być w Sejmie, w końcu sam wyznaczył jego posiedzenie. Stary rząd już nie bardzo ma po co się tam pokazywać, ponieważ nic nie będzie mógł zrobić, nie będzie w stanie wcielić w życie swojej decyzji. Natomiast co do nowego rządu, to co najwyżej dopiero może być zaprzysiężony, gdyby się objawił tj., gdyby wcześniej pan Prezydent był łaskaw go powołać w pięknej sali pod efektownym żyrandolem.

Formalnie więc może się zdarzyć sytuacja po prostu niesamowita, w którym suwerenne i demokratyczne państwo, będące członkiem Unii Europejskiej, nie będzie w stanie w określonym dniu wyłonić swojego przedstawiciela do pełnienia czynności związanych z reprezentacją, na kluczowym wspólnotowym gremium zarządczym!

Jeżeli do takiego stanu „niereprezentatywności” udało się nam doprowadzić w pełnym poszanowaniu demokracji, to naprawdę trzeba się zastanowić nad naszą rzeczywistością, bo jednak nawet pytanie w żartach co by się stało, jakby osiedlić Polaków na Saharze? Nie jest chyba w pełni pozbawione sensu.

Trudno oskarżać pana Dudę o to, że wybrał nieszczęśliwy termin na posiedzenie Sejmu, ale niestety tak wynika, chyba że to nie jest przypadek i chodziło o to, żeby nowy rząd pozbawić odpowiedzialności za kwestie związane z nielegalnymi imigrantami? Nie da się tutaj niczego rozstrzygnąć, ale sprawa nie mogła być przypadkowa, ponieważ jest zbyt poważna, jeżeli urzędnicy prezydenta nie uwzględnili tak ważnej okoliczności, to pośrednio przyczynili się do wstrzymania ciągłości państwa, albowiem jak inaczej interpretować nieobecność przedstawiciela państwa na posiedzeniu najważniejszego organu decyzyjnego Unii Europejskiej?

Sytuacja będzie taka, że prawdopodobnie nikt z rządu tam nie pojedzie, ponieważ jedni się wykręcą już złożeniem odpowiedzialności, a drudzy jeszcze niemożliwością jej podjęcia, jednak spotkanie się odbędzie i zapadną na nim rozstrzygnięcia. W wyniku nieobecności Polski będą w grę wchodziły dwie możliwości, albo rząd RP powołany 12 listopada – uzna ustalenia szczytu i się im podporządkuje, szanując wolę większości, albo postawimy się poza Unią Europejską. Ponieważ nie ma czegoś takiego w procedurze unijnej, jak usprawiedliwiona nieobecność państwa członkowskiego, na posiedzeniu organów Unii.

Jak inaczej można to interpretować? Nie było nas tam – więc, nie uczestniczymy w skutkach decyzji? Jeżeli ktoś na to liczy, to jest mniej więcej tak, jakbyśmy powiedzieli, że „trochę już nie jesteśmy w Unii” i to na własne życzenie. Jeżeli od tego zacznie się nowa epoka w naszej polityce, to lepiej nie myśleć co może być po roku lub dwóch latach rządów? To będzie bardzo ostre zagranie, prawdopodobnie najmocniejsze z możliwych, albowiem nie ma jak na nie odpowiedzieć. Pewne jest tylko tyle, że jeżeli chcemy postawić się sami poza Unią Europejską, to właśnie to jest jeden z najbardziej efektywnych sposobów.

Odpowiedzialność za tą feralną datę, w tym układzie dat, spoczywa na panu Andrzeju Dudzie, jest jeszcze czas i można to zmienić np. odpowiednio wcześniej dymisjonując obecny rząd i powołując nowy rząd – można to zrobić w poniedziałek 9 lub wtorek 10 listopada, wówczas ktoś, ktokolwiek z jego składu może zupełnie na poważnie pojechać i po prostu milczeć, a jak trzeba wstrzymać się od głosowania lub wyrazić sprzeciw i po kłopocie. Wystarczy tylko powołać do Rady Ministrów chociaż jedną osobę z poza Sejmu. To rozwiązuje praktycznie wszystkie problemy formalne.

Przepychanka jakiej byliśmy świadkami wczoraj wieczorem, to coś niesamowitego. Ci ludzie nie potrafią sobie normalnie przekazać władzy bez poniżania się, to wrogowie. To nie jest normalne.

Jeżeli zaś doszłoby do tego, że rząd Rzeczpospolitej reprezentowałby szef rządu Republiki Czeskiej, to może niech tak zostanie na te cztery lata? Bo Czesi to mili ludzie są…

Źródło : https://obserwatorpolityczny.pl/?p=36390

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze