czwartek, 30 lipca 2015

Umarł Król, niech żyje Król...


Umarł Jan Kulczyk, narodził się John Key?

Dla wnikliwego obserwatora historii nowoczesnej Polski, a zwłaszcza historii tzw transformacji ustrojowej tudzież upadku komuny na cztery łapy nie jest trudno zanalizować o co chodzi dokładnie na tzw scenie politycznej. Jak zwał tak zwał... scena jest i to polityczna...ktoś by określił trafnie cyrkiem, ale jest jedno ale. Każdy cyrk ma swój program, a zwierzęta nie są puszczane na żywioł.

Na arenie polskiego, politycznego cyrku, jak słusznie zauważył Stanisław Michalkiewicz toczą zażartą walkę trzy stronnictwa : ruskie, pruskie, a ostatnio coraz zacieklej stronnictwo amerykańsko-żydowskie.


O ile stronnictwo ruskie od dawna jest w ostrej defensywie, a pruskie traci coraz bardziej poparcie polskich szabesgojów, to stronnictwo amerykańsko-żydowskie faktycznie ostro przymierza się do rządzenia Polską.
Co z tego ma wynikać ? Ano to, że ci co myślą, że Polska będzie wolna, a "jesień będzie nasza", niech wezmą dwa głębokie oddechy, albo usiądą z drinkiem w fotelu, a ci co nie piją, niech wyleją kubeł wody na rozgrzany czerep ( tą frazę dedykuję wszystkim pisowskim fanatykom, tym z naszych blogów, tym z niepoprawnych, a także mojemu szwagrowi, do którego nie dociera, że PiS to jest właśnie strona stronnictwa amerykańsko-żydowskiego, któremu nie zależy, aby Polacy byli wolni, a wprost przeciwnie).

Umarł Król tzw "biznesu" w Polsce... Jan Kulczyk. Król Życia, najbogatszy człowiek w Polsce. Czy umarł, czy się transformował ? To bardzo dobre pytanie, które powinien sobie zadać każdy Polak.
Król, który nagle znajduje się w podrzędnym szpitalu wiedeńskim umiera na zawał...tak, zator, skrzep, który oderwany powoduje zawał serca. Nie by-passy, nie prostata, którą forsują zdezorientowane media, tylko zwykły zawał w zwykłym szpitalu.
Nie może być...facet, który jest Królem Życia, a który kładł duży nacisk na bezpieczeństwo i na pewno nie szczędził kasy na ochronę siebie i rodziny nagle znajduje się w najparszywszym miejscu, które kończy jego kres...
A może inaczej...niech to wygląda jak fabuła z filmu z Jamesem Bondem. John Key popija sobie drinka na Karaibach...nieeee, to za proste. Popija drinka spoglądając z nostalgią na Costa Peru jako ciemnowłosy Tupaca Amaru , tymczasem w Allgemeinen Krankenhaus (AKH) w Wiedniu umiera na zawał pobliski kloszard o jasnej karnacji, nieogolony i z lekko zapuszczonymi włosami...

Jako pupil stronnictwa rusko-pruskiego John Key nie ma czego szukać w dystrykcie amerykańsko-żydowskim...zbijając wielki majątek, dzięki stronnictwu ruskiemu oczekuje programu ochrony świadków, bo w zasadzie wie, że nagrania z szabesgojami ze stronictwa prusko-ruskiego zostaną wykorzystane przez stronnictwo amerykańsko-żydowskie, a to oznacza publiczny lincz, ku uciesze gawiedzi w dosłownym tego słowa znaczeniu...
Majątek zostaje...potomek Sebastian jest bardzo dobry, jeśli chodzi o pociągnięcie interesów Key-Holding...przecież ma Carte Blanche...stronnictwo ruskie nie straci wiele, choćby miało dostarczać osmiorniczki i kawior na Costa Peru, choćby motorówką...

John Key wytrącił przed jesienią atrybut z ręki stronnictwu amerykańsko-żydowskiemu...czym zawalczy stronnictwo amerykańsko-żydowskie, aby nie zniechęcić za bardzo sympatyków PiS-u ? Być może klucz tkwi w panu Antonim, który jest twardy jak stal i nikt mu nie podskoczy...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze